|
Opowieść dziecka uchodźcy
HISTORIA CHOL PAUL GUET
Chol Paul Guet, 14 lat, pochodzi z Sudanu:
„Było to coś w rodzaju przypadku, że uciekłem z mojej wioski.
Około piątej bawiliśmy się, kiedy przyszli ci ludzie, żołnierze.
I wtedy po prostu zaczęliśmy biec. Nie wiedzieliśmy, dokąd
biegniemy, po prostu biegliśmy. Żołnierze podzielili się na dwie
grupy: jedna zajęła się wioską, a druga - naszymi stadami bydła.
Mój brat pomógł mi biec. Nie wiedzieliśmy, gdzie jest nasza
matka i ojciec, nie pożegnaliśmy się z nimi. Kiedy słyszy się
strzelaninę, kiedy słyszy się: „bang! bang! bang!”, nie myśli
się o kolegach ani o matce, po prostu ucieka się, żeby ocalić
życie. Nie widziałem żołnierzy, tylko usłyszałem strzelaninę,
krzyki i spadające bomby, coś jak: “bum, bum, bum, bum”, które
zabiły wielu ludzi. To wszystko się po prostu wydarzyło, jak
zwykły przypadek i uciekaliśmy bez niczego - nie mieliśmy ani
jedzenia, ani ubrań, niczego. W ciągu dnia słońce jest wysoko i
stopy po prostu palą. A więc wędrowaliśmy nocą, kiedy jest
zimno, ponieważ wtedy nie mówi się cały czas: „Chcę wody, chcę
wody”. Dla odpoczynku stawaliśmy pod drzewami, ale gdy się
poddasz i położysz pod drzewem, to możesz umrzeć z głodu.
Dzikie zwierzęta zabiły wielu ludzi. Kiedy zostajesz w tyle i
mówisz: „Nie chce mi się iść, uciekać, po prostu chcę usiąść”,
wtedy lew cię zabije. Ale nie bałem się, bo byłem wśród wielu
ludzi i kiedy nadchodził lew, krzyczeliśmy: „Hu! Hu! Idź stąd!
Idź stąd!” i wtedy lew nas nie zabijał. I szliśmy dalej.
Jedliśmy ziemię i liście z drzew. Duzi chłopcy znali drogę.
Myślę, że to Bóg nam ją wskazywał. Kiedy wierzysz w Boga, to On
mówi: „Idź tą drogą” do dobrych ludzi. Ale bez Boga można by
pójść tą drogą albo tamtą drogą - i gdzie byś poszła?
W drodze nie można zostawić osoby, która usiadła. Trzeba ją
uszczypnąć i powiedzieć: „Wstawaj! Wstawaj!”. Bóg mówi ci, że
masz wziąć tę osobę, ona jest życiem. Jak udało mi się ciągle
iść? Kiedy widziałem idącego małego chłopca, mówiłem sobie:
„Widzisz tego małego chłopca? On idzie.” I ja też szedłem dalej.
Opowiadaliśmy sobie różne historie, aby się podnieść na duchu i
mówiliśmy: „Dostaniemy jedzenie, będziemy szczęśliwi”.
Nigdy nie czuliśmy się dobrze. Po prostu szliśmy. Ludzie
umierali z głodu. Widziałem wielu umierających. Nawet mój kolega
umarł. Nie było wody, jedzenia. Kiedy zobaczyłem, jak umiera mój
kolega, szedłem dalej. Widzisz, czasami można pomóc, a czasami
nie. Mówimy tu o swoim własnym życiu. Musiałem zostawić kolegę,
ponieważ umarłbym razem z nim. Kiedy on odmawia, kiedy nie chce
iść dalej, to co można zrobić?”
Po dwóch miesiącach dotarliśmy do plemienia Anyak, a ludzie z
tego plemienia znali drogę do Etiopii. Pomogli nam złowić ryby i
je suszyć. Aby dotrzeć do Etiopii, do obozu dla uchodźców
Panyido, musieliśmy przepłynąć wielką rzekę. Wielu ludzi
utonęło. Niektórzy nie umieli pływać i nie chcieli dalej iść.
Mówili więc: „Możemy iść gdziekolwiek, nawet do Europy,
gdziekolwiek!”. Kiedy ma się dwóch lub trzech braci, oni mogą
pomóc. Próbowaliśmy tą drogą, tamtą drogą, każdą drogą. Były
liny i sznury, żeby przeciągnąć ludzi przez rzekę. Wielu ludzi
zostało, żeby nauczyć się pływać. Widzisz, umierasz, jeśli nie
umiesz pływać. Kiedy woda zaleje ci głowę w taki sposób - chlups
– wtedy przewracasz się, uderzasz i umierasz.
W Panyido przez dwa miesiące nie mieliśmy nic do jedzenia, ale
przynajmniej był spokój. Niektórzy próbowali ukraść sorgo z
wioski, ale musieli zostać zabici. Wtedy pojawił się człowiek z
Narodów Zjednoczonych, zobaczył ludzi i pojechał do Genewy, żeby
znaleźć jedzenie i wrócił. W Etiopii spędziłem trzy lata i
dobrze się tam czułem. Chodziłem do szkoły i mieszkałem z
pięcioma innymi chłopcami. Wtedy Narody Zjednoczone wyjechały i
my musieliśmy uciekać. Tak więc musieliśmy płynąć w jedną
stronę, a potem z powrotem. Jakieś ciężarówki zabrały nas z
granicy do miasta Kapoeta. Zabrało nam to dwa tygodnie. Czasami
musieliśmy czekać dwa dni przy rzece. Dawali nam jedzenie, jedną
garść tej wielkości, jedną garść na tydzień. I wodę, brudną wodę
i byliśmy chorzy, bardzo chorzy z powodu biegunki i strasznie
wyboistej drogi. W Kapoeta po trzech dniach Narody Zjednoczone
powiedziały: „Zabierzcie ich do Narus”. Nie wiedzieliśmy, co się
dzieje, a kiedy pytaliśmy innych, mówili, że były walki i
bombardowania i że żołnierze mogą nas złapać. W Narus zaczęliśmy
budować nasze szkoły i zdobywać książki, ale musieliśmy opuścić
to miejsce już po dwóch miesiącach, z powodu dalszych walk.
Wysoki Komisarz ONZ do spraw Uchodźców (UNHCR) był wtedy w
Kenii, a nie w Sudanie, więc udaliśmy się do Kenii, gdzie
mogliśmy być bezpieczni.
Teraz mieszkam z innymi chłopcami w Kakumie. Sami dla siebie
gotujemy i budujemy domy. Lubię grać w koszykówkę, ale tutaj
można również pograć w piłkę nożną. I jest szkoła, jeśli chcesz
się uczyć. Teraz jesteśmy miastowymi ludźmi, mamy buty
i koszule, widzisz? Mówię: niech nam pozwolą tutaj zostać, bo tu
jest bezpiecznie. Pewnego dnia zostanę inżynierem i będę budował
Sudan, podobnie jak budowane są inne kraje w Afryce.
Nie wiem czy moja matka i ojciec żyją. Miałem dziewięć lat, gdy
opuściłem Sudan. Teraz mam 14 lat. Jestem teraz starszym
człowiekiem. Moja matka nie rozpozna mnie.”
Tekst pochodzi z książki “One day we had to run!” Sybelli Wilkes
(UNHCR i Save the Children, 1994 rok) |
|