Nie bądź obojętny - relacja z warsztatów - Wrocław 28 maja 2024
Łzy i wzruszenie, czyli wszyscy jesteśmy tacy sami
Nieważne, z jakiej religii jesteś, każdy ma takie samo spojrzenie na ludzkość i na społeczność, te same rzeczy są dla niego ważne... – takie zdanie dotyczące wyjazdu do Wrocławia w ramach projektu "Nie bądź obojętny", padło z ust pewnego młodego człowieka.
Druga ważna konkluzja zawarta została w odpowiedzi innego ucznia na pytanie, co cię najbardziej wzruszyło? Otóż były to snute podczas zwiedzania różnych miejsc, opowieści o losach Żydów, w tym – co najważniejsze – reakcja jednej z opowiadających, Bente Kahan, która podczas wspominania członków jej norweskiej rodziny zgładzonych w obozie Auschwitz, nie umiała ukryć wzruszenia i łez. To poruszyło i moje serce – powiedział! Czyjeś autentyczne i wyrażone, a przez niego "odczute" emocje okazały się dla tego młodego człowieka tym, co wyniósł z tego doświadczenia. I jeśli ktoś zapytałby nas, jak uczyć o antydyskryminacji, odpowiedź brzmiałaby: droga prowadzi przez emocje, przez wywołanie – jak mawiał mój profesor-fenomenolog – efektu "współodczuwania".
Edyta Stein i muzealny storytelling
Pozostaje pytanie, jak zbudować postawy antydyskryminacyjne u młodych ludzi? Można tak, jak to było w przypadku wizyty w Domu Edyty Stein, zanurzyć ich w opowieści o bohaterce. Jeśli bliskie wam jest pojęcie storytellingu, to właśnie w ten sposób o Edycie Stein mówił Marek Zaleski, przewodnik po jej domu-muzeum. Opowiadał nie o kobiecie-symbolu – patronce Europy, ale o najmłodszej (i rozpieszczanej) latorośli w zwykłej kochającej się rodzinie, w której przyszła na świat. Wspominał także o Auguście Stein – matce Edyty, która po śmierci ukochanego męża musiała zająć się rodzinnym interesem, oraz o licznym rodzeństwie, którego śmiech wypełniał dom.
Droga do dorosłości
Usłyszeliśmy, jak to nad wiek rozwinięta intelektualnie Edyta tak nudziła się w przedszkolu, że wymusiła na rodzinie posłanie jej – wraz ze starszą siostrą – do szkoły. Jak potem w wieku 14 lat tą szkołą znudziła się na tyle, że wolała zająć się opieką nad swym siostrzeńcem.
Dla tak wrażliwej i inteligentnej, wychowanej w dobrobycie młodej dziewczyny wstrząsającym doświadczeniem była półroczna praca sanitariuszki w szpitalu wojskowym na Morawach, gdzie zetknęła się z setkami żołnierzy rannych i umierających w wyniku działań na froncie I wojny światowej.
Zwłaszcza kobiety, których podczas zwiedzania była przewaga - odczuły jej rozczarowanie, gdy usłyszałyśmy, że uwielbiany i sławny profesor Edmund Husserl, twórca fenomenologii, zaproponował jej wprawdzie objęcie stanowiska asystentki, ale okazało się, że jej obowiązki ograniczają się do bycia sekretarką i nie ma szans na zrobienie kariery akademickiej. Kobiety miały bowiem zamkniętą drogę do kariery naukowej.
Droga do świętości
Usłyszeliśmy wreszcie o dwóch wydarzeniach w jej życiu, pod wpływem których ta - niezbyt wprawdzie praktykująca, ale jednak - Żydówka postanowiła porzucić wiarę przodków i przejść na katolicyzm, a potem wstąpić do klasztoru karmelitanek bosych, czego jej rodzina nie mogła zaakceptować. I wreszcie o tym tragicznym momencie podczas II wojny światowej, gdy przychodzi po nią i po jej siostrę Różę, świecką zakonnicę, gestapo, które żąda, by wyszły za bramę klasztoru Echt w Holandii, bo w przeciwnym wypadku karę poniosą wszystkie zakonnice. Ta opowieść uważnie słuchana, snuta w pięknie odrestaurowanym domu, w którym z portretów i fotografii rodzinnych, spoglądali na nas bliscy Edyty Stein i ona sama, przeniosła nas całkowicie do tamtych czasów...
*Fenomenologia to nurt filozoficzny z XX wieku, który skupia się na opisywaniu i badaniu tego, co jest bezpośrednio dane naszej świadomości. Nazwa pochodzi od greckiego słowa "phainomenon", co oznacza "to, co się ukazuje". Fenomenologia zajmuje się badaniem zjawisk, które pojawiają się w naszej świadomości. Metoda fenomenologiczna polega na opisowym badaniu tych zjawisk, aby lepiej zrozumieć ich istotę i "ujrzeć realność rzeczy".
Więcej o Edycie Stein: https://edytastein.org.pl/pl/edyta-stein/
Rodzinna fotografia z tajemnicą w tle
Jaka tajemnica może kryć się za banalną – na pierwszy rzut oka – rodzinną fotografią? Na zdjęciu widoczni są rodzice Edyty Stein, sześcioro jej starszego rodzeństwa i ona sama. Ubrani odświętnie, w wyprostowanych pozach i - jak zasady nakazywały, wszak wizyta u fotografa była doniosłym wydarzeniem – bardzo poważni. Szkopuł w tym, że w momencie wykonywania tej fotografii ojciec Edyty... już od roku nie żył. Zmarł bowiem, gdy była zaledwie dwuletnim dzieckiem, a na fotografii ma lat 3. Jak to możliwe, że znalazł się na zdjęciu, a nie była to wszak fotografia typu post mortem? Otóż podobizna Zygfryda Steina została tam wklejona ze zdjęcia paszportowego, a ponieważ jako jedyny patrzy w bok, jego żonie również przykazano, by patrzyła – w odróżnieniu od swoich dzieci – w tym samym kierunku co małżonek. Prawda, że fascynujący ówczesny photoshop?
Zdjęcie rodzinna fotografia
Gdyby wrocławskie pomniki mogły mówić...
... opowiedziałyby nam o kilku ważnych postaciach w historii Wrocławia. Zrobił to w ich imieniu, pewien niezwykle ciekawy człowiek, holenderski teolog o polskich korzeniach, sercem wrocławianin, dr Edward Boudewijn Skubisz, założyciel Fundacji Dom Pokoju, wolontariusz Fundacji "Krzyżowa" Fundacja dla Porozumienia w Europie i Fundacji Anny Frank w Amsterdamie.
O pierwszej z nich usłyszeliśmy, stojąc pod słynnym pomnikiem Szermierza, który ma wspólną cechę z bohaterem opowiadania, aktywnym działaczem w walce zniemiecką nietolerancją wobec Żydów w okresie międzywojennym. Otóż Beno Jacob, bo o nim właśnie mowa, był pierwszym studentem pochodzenia żydowskiego, który studiował zarówno w Seminarium Rabinicznym, jak i na Uniwersytecie Wrocławskim. A ponieważ na tym ostatnim spotykał się z wieloma przejawami antysemityzmu, założył – podobnie jak protestanccy i katoliccy studenci – klub szermierki i w ten sposób wprowadził naukę szermierki jako metodę obrony honoru judaizmu.
Stojąc koło drugiego pomnika, przedstawiającego bezgłowy tors z brązu, przeobrażający się w krzyż, z boku przypominający modlącą się na kolanach postać, usłyszeliśmy o drugim bohaterze opowieści Edwarda Skubisza. Był nim Dietrich Bonhoeffer, Niemiec, wrocławski teolog i działacz antynazistowski, który po nieudanym zamachu na Adolfa Hitlera został uwięziony i stracony zaledwie na dwa tygodnie przed wyzwoleniem obozu KL Flossenbürg przez Amerykanów.
Trzecią postacią, również bardzo ciekawą, była wikariuszka ewangelickiego Wrocławia – Katharina Staritz, więziona w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück, gdyż jej wystąpienia w obronie Żydów uważane były za wrogi akt wobec III Rzeszy. Staritz nie tylko pomogła około 100 niearyjskim chrześcijanom w emigracji, ale i nie zawahała się przed niesieniem pomocy Żydom przetrzymywanym w więzieniu przy ówczesnej Kletschkauerstraße we Wrocławiu.
Synagoga Pod Białym Bocianem, czyli na trudne pytania, nie ma łatwych odpowiedzi
Takie zdanie usłyszał od jednego z młodych ludzi, oprowadzający nas po Synagodze Pod Białym Bocianem przewodnik, drobny starzec, przypominający mędrca, którego wyblakłe, niebieskie oczy widziały w życiu wiele. Nawet on nie jest w stanie udzielić dobrej odpowiedzi na pytanie, dlaczego naród od tysiącleci doświadczający zła, uwikłany jest w tak krwawy konflikt, który ma miejsce na Bliskim Wschodzie. Jak zatrzymać niekończącą się spiralę działań odwetowych z obu stron? Czy ktoś zresztą umie? Pozostaje wierzyć, że tak! A tymczasem poznać przynajmniej historię i kulturę świata przedwojennych Żydów, który bezpowrotnie przeminął, podobnie jak ich życie.
Artysta z Terezina
Gideon Klein był jednym z nich. Duże zdjęcie młodego mężczyzny o urodzie amanta filmowego mijamy po drodze do sal wystawienniczych. Niezawodny Google, daje odpowiedź, kim był. A był utalentowanym pianistą i kompozytorem. Nawet w obozie w Terezinie nie przestawał dawać koncertów na wpół zdezelowanym fortepianie i tworzyć kompozycji, które – tylko częściowo zachowane – dają świadectwo jego talentu. Zginął, mając 26 lat, na kilka miesięcy przed końcem wojny...
Synagoga czy muzeum?
Synagoga we Wrocławiu jednak trwa, w odróżnieniu od innej, spalonej podczas nocy kryształowej. Nie tylko trwa, ale jest czynną świątynią, nie muzeum. Ten test na "aktywność" świątyni zdradził nam nasz przewodnik. Trzeba sprawdzić, czy w świątyni znajdują się książki, m.in. Tora. Pobożni Żydzi nie mogą bowiem w czasie szabatu niczego ze sobą nosić. Oznacza to, że księgi, z których w tym czasie korzystają, muszą być przechowywane w miejscu, w którym się co tydzień modlą.
Co to jest Mykwa?
Synagoga jest czynna, ale niedawno pięknie odrestaurowana mykwa (łaźnia rytualna) jest pomieszczeniem stricte turystycznym. Miejscowe Żydówki z niej nie korzystają. Mykwa jest używana do przywracania rytualnej czystości po pewnych stanach nieczystości rytualnej, takich jak menstruacja, poród, konwersja na judaizm oraz przed ważnymi świętami i rytuałami. Woda w mykwie musi pochodzić z naturalnego źródła, takiego jak deszczówka lub strumień, i być odpowiednio zmagazynowana zgodnie z przepisami koszeru. Przed wejściem do mykwy należy dokładnie umyć całe ciało, włącznie z włosami, usunąć biżuterię, lakier do paznokci czy zmyć makijaż... Może ze względu na to ostatnie, zapytane o to, czy podobałoby im się – czyli młodym kobietom, które były z nami – życie, jakie prowadzą Żydówki, odpowiedziały, kręcąc głowami, że raczej nie do końca!
Święta arka i ile ksiąg ma Tora?
Wizyta w Synagodze była ogromnym przeżyciem, zwłaszcza dla Dominika, jednego z naszych młodych uczestników. Został bowiem poproszony przez przewodnika, by pomógł mu schować z powrotem Torę – już po zaprezentowaniu jej nam – do tzw. świętej arki (aron ha-kodesz), umieszczonej na ścianie zwróconej ku Jerozolimie. Pieczołowicie przechowywany Pięcioksiąg Mojżesza jest ukryty za zasłoną (parochet). Zwoje zapisane są na pergaminie zszytym ścięgnami zwierzęcymi, bogato zdobione kunsztowną koroną, chronione "sukienką", zaopatrzone we wskaźnik do czytania z rączką (jad), ułatwiający śledzenie tekstu. Nie wolno bowiem dotykać ręką świętych liter, nie wolno również umieścić na zwoju żadnej innej informacji, poza tym, co zapisuje się w niej od tysięcy lat. Dlatego nie wiadomo, ile ma lat.
Nieukończone życia wg Bente Kahan
Nasza opowieść zatoczyła krąg i wracamy do przywołanej na początku historii postaci Bente Kahan. To o niej jedna z młodych uczestniczek powiedziała: "Najbardziej podobało mi się spotkanie na końcu wycieczki z Żydówką, która opowiedziała, jak to wszystko wyglądało z jej perspektywy. A dodajmy, że ta norweska artystka żydowskiego pochodzenia straciła podczas wojny wielu swoich krewnych. Dlatego też, jako artystce, szczególnie bliskie stały się jej losy innych artystów.
W multimedialnym projekcie "Nieukończone życia" stworzonym przez założoną przez nią fundację, prezentuje artystów z różnych krajów, więzionych i zgładzonych za swoje pochodzenie, dzielących tragiczny los europejskich Żydów w trakcie II wojny światowej. Losy takich chociażby postaci jak kontrowersyjny reżyser Kurt Gerron, czy cudowna poetka i muza Skamandrytów, Zuzanna Ginczanka są bohaterami scenariuszy i materiałów multimedialnych, które można wykorzystać na lekcjach i zajęciach pozalekcyjnych jako innowację pedagogiczną, po to, by wykształcić u młodych ludzi postawy aktywnego reagowania na mowę nienawiści i dyskryminację.
Zamykamy nasza relację dwoma cytatami. Pierwszy autorstwa wiceprezydenta USA Mike'a Pence'a: Auschwitz może być dla wszystkich ludzi i zawsze przypominać, że milczenie wobec zła zapewnia zwycięstwo zła. Drugi, który padł z ust jednego z uczestników, niech domknie tę myśl: Świat powinien się rządzić bardziej sprawiedliwie. I tego sobie życzmy!
PS. Dziękuję dwóm Aniom: Ani Ciach z CKZiU w Mysłowicach i mojej metisowej koleżance – Ani Dzięgiel za zorganizowanie i zaproszenie na warsztaty oraz za pomoc w redakcji tekstu!
Zreferowała Beata Cielecka.
http://www.nieukonczonezycia.pl/
Jeśli podobało ci się to, co czytasz, zapisz się na nasz newsletter.
W sumie każdy z nas jest depozytariuszem dwóch dziedzictw: jednego – "pionowego", pochodzącego od przodków, tradycji jego narodu, wspólnoty religijnej, i "poziomego", które pochodzi od jego epoki i jego współczesnych.
To drugie jest najważniejsze i z każdym dniem nabiera jeszcze większego znaczenia.
Tymczasem ta rzeczywistość w ogóle nie znajduje odzwierciedlenia w naszym postrzeganiu samych siebie. Uparcie upominamy się nie o dziedzictwo "poziome", lecz o "pionowe".
(A. Maalouf)