Zostań Rzecznikiem Prasowym swojej placówki - podsumowanie
Jeśli ktoś ma złudzenia, że szkoła jako instytucja państwowa nie potrzebuje działań PR-owych, srodze się myli. Niż demograficzny sprawił, że szkoły zaczynają konkurować o dziecko i rodzica. Nie wystarczy już zarządzać szkołą, trzeba nią zarządzać w sposób marketingowy, czyli nie tylko być dobrym gospodarzem, ale umieć sprzedać to, co w niej najlepsze. Tego właśnie uczyliśmy się na seminarium "Zostań Rzecznikiem Prasowym swojej placówki". Uczyliśmy się to za mało powiedziane, bo zajęcia polegały głównie na treningu i to takim, że chwilami emocje uczestników sięgały zenitu. Tak było w czasie pierwszego dnia, podczas inscenizowanej konferencji prasowej, w trakcie której trójka uczestników pełniących funkcje dyrektora, wicedyrektora i rzecznika odpowiadała na pytania bardzo napastliwych dziennikarzy. A sytuację podkręciliśmy mocno! Oskarżeni mieli ambaras, związany z ciążą będącej w II klasie liceum 17-latki, pochodzącej z patologicznej rodziny, która związała się z nauczycielem WF-u, mającym trójkę dzieci, w tym córkę w wieku partnerki i żonę chorą na raka. Ufff! Agresywni dziennikarze, czyli my, daliśmy z siebie wszystko. Byliśmy krzykliwi, niegrzeczni, przerywaliśmy wypowiedzi, oskarżaliśmy dyrekcję o niekompetencję itp. Pan Piotr Biernat dał nam przedsmak tego, co być może będzie kiedyś naszym udziałem, sytuacji, w której trzeba zapanować nad tłumem i jeszcze wygrać tę sytuację dla siebie, a przynajmniej zachować twarz.
W pierwszym dniu przyswoiliśmy sobie sporo wiadomości na temat PR-u w szkole, jego budowania, tworzenia, podtrzymywania. I nie mogły być to suche książkowe fakty, bo prowadzący – jak na wstępie zapowiedział – nie sprzedał nam niczego, czego nie doświadczył na własnej skórze. A więc dowiedzieliśmy się, jak odnosić się do dziennikarzy, jak nawiązywać z nimi kontakt, jak reagować na krytykę w mediach, jak organizować konferencję prasową i jak udzielać wywiadów prasowych, telewizyjnych i radiowych, bo też każdy z nich ma swoją specyfikę i swoje prawa.
Zbierający się w niedzielę uczestnicy wchodzili do zaimprowizowanego studia telewizyjnego z wszystkimi jego atrybutami: kamerami, lampami, mikrofonami i ekranem. Podzieleni na pary odgrywaliśmy rolę dziennikarza i jego interlokutora, a potem zamienialiśmy się rolami. Operator kamery ustawiał nas odpowiednio i oświetlał, a my musieliśmy się nie tylko zmieścić w wyznaczonym przez prowadzącego czasie, ale i pamiętać o tym, by:
- odpowiednio siedzieć, w tym nie pochylać się w stronę mikrofonu, nie kiwać nogami, nie garbić się, nie wykonywać nerwowych ruchów (i mikroruchów)
- zająć czymś ręce lub gestykulować, ale tylko wtedy, gdy wiemy, w jakim planie będziemy filmowani
- nie świecić się
- odgarnąć włosy (grzywkę) z twarzy lub je uładzić, by nie odstawały od głowy
- uśmiechać się, ale nie za bardzo
- być luźnym, ale przy tym eleganckim
- zasłonić apaszką szyję, bo mogą nam wystąpić plamy
- ubrać się niejaskrawo, ale też nie w czerń i biel
- skoncentrować wzrok na rozmówcy, a nie na kamerze,
- pamiętać, by nie patrzeć w dół, na boki ani w górę
- pamiętać o przybliżeniu mikrofonu do rozmówcy
- a pamiętając o tym wszystkim, mówić głośno i nienerwowo, z sensem, konkretnie i na temat.
Zajęcia nauczyły nas mnóstwa rzeczy o nas samych, ale przede wszystkim pokory wobec siebie. Niektórych pozbawiły dobrego mniemania o swym image'u, innych przekonały, że być może bardziej nadają się na osobę medialną, niż im się wydaje. Ale wszystkim uświadomiły, że nawet nauczyciel stojący przed klasą, rodzicami czy gronem nauczycielskim staje się w jakiś sposób osobą medialną w swojej mikrospołeczności. Bo kamera nie kłamie, a test przed nią można zdać tylko wtedy, gdy się przed nią wystąpi.
opracowała Beata Cielecka